Od wtorku jesteśmy już w domu. Teraz jest w porządku, choć bardzo się podenerwowaliśmy, szczególnie ja. Mikołajek spadł z drabinki sznurkowej na osiedlowym placu zabaw, mniej więcej z półtora metra wysokości, i złamał kość prawego ramienia. Drabinka okazała się uszkodzona –  ten „sznur-szczebelek”, za który się chwycił, był tylko włożony do drewnianej ramy, ale nie przykręcony, więc nie wytrzymał jego ciężaru, Mikołajek stracił równowagę. Nie płakał, tylko strasznie zbladł i skarżył się na ból rączki. Od razu pojechaliśmy do przychodni, gdzie dali mu środek przeciwbólowy i skierowanie do szpitala. Zdjęcie rtg wykazało złamanie z przemieszczeniem i rozdrobnieniem kości – więc już nas w szpitalu zostawili, szykując do porannej operacji. Mówiąc prawdę, strasznie się bałam – zwłaszcza po rozmowie z anestezjologiem o możliwych komplikacjach wynikłych ze słabości płuc itp. A męża nie było w domu – wyjechał w delegację, wrócił dopiero, żeby nas odebrać ze szpitala. Starsi synowie zostali w domu sami. Operowali Mikołajka z pełnym znieczuleniem, włożyli dwa tytanowe druty, żeby ustabilizować kość – za ok. 3 miesiące po zrośnięciu trzeba będzie je tym samym sposobem wyjąć. Na szczęście w nieszczęściu nie było potrzeby przecinać całego ramienia – ma tylko 2-centymetrową bliznę i 2 szwy. Dzień po operacji mógł już poruszać tym ramieniem – co dla mnie dalej wygląda na cud 🙂 Ale musi mieć teraz ortezę przytrzymującą bark, ramię i prawą rękę, w sumie to taka miękka kamizelka, ale tylko na jedno ramię – to zamiast bandażowania, żeby można go było myć i w ogóle dla większej wygody. Ma też 8 tygodni luzu od szkoły (to dobrze i źle), więc załatwiam dla niego nauczanie indywidualne. Po tym będzie jeszcze rehabilitacja, nie wiem, jak długo. W międzyczasie, na drugi dzień po powrocie ze szpitala, zaczął gorączkować – a ja mam bogatą wyobraźnię, wspartą informacją od siąsiadki z sali, że jej dziecko zaraziło się gronkowcem. Oczywiście, w nocy nie mogłam spać, i następnego dnia poszłam z nim do pediatry – na szczęście to wirus, teraz dużo jest dzieci z katarem, kaszlem i wysoką gorączką. Dopiero wczoraj wszystko się uspokoiło, ja też – Mikołajek spał dobrze, bez gorączki, ładnie zjadł śniadanie. Słoneczko świeci, a ja oddycham z ulgą – przecież mogło być gorzej 😉 Wybieram się do spółdzielni, żeby zgłosić uszkodzenie drabinki. Dowiedziałam się w szkole, że to podobno już drugi wypadek na tym placu zabaw, pierwszą ofiarą jest chłopiec z drugiej klasy, też złamał rękę.